Blogosfera biegowa umiera? nie wiem ale szczyt popularności z pewnością ma już za sobą. Z kolei ja mam za sobą szczyt ilości czasu który mogę chcę poświęcić na ten blog.. i to już się raczej nie zmieni. Wpisy będą nieregularne, może chaotyczne, ale pisartwa nie zawieszę. A jeśli Wam mało, cóż – możecie odgrzać jakiegoś kotleta z lat 2016-2017 – szczególnie polecam menu z pozycji relacje
Ostatnio – w marcu (hehehe) napisałem że wracam do pracy nad techniką biegu. Że porzucam plan treningowy, którego i tak nie byłem w stanie realizować, gdyż był po prostu za trudny.
Od tego czasu trochę poprzestawiałem w swojej rutynie. Najważniejszą zmianą są regularne ćwiczenia których celem jest mobilizacja stawu biodrowego. Przerywam bieg, zawiązuję kolana/uda taśmą flossband i robię różne truchty, marsze, kroki w przód i w tył. Celem tego wszystkiego jest uświadomienie/przypomnienie ciału, że kończyna dolna może poruszać się nie tylko do przodu/tyłu i na boki, ale też – co najważniejsze dla efektywnego ruchu – skręcać, rotować – usztywniając całą kończynę w momencie obciążenia. A dobra, stabilna podpora to niemalże efekt domina:
- Bardziej stabilna miednica i rozluźniona góra ciała, co z kolei daje
- Większą swobodę oddechową, co przekłada się na
- Szybszy, skuteczniejszy bieg
Dzięki temu udaje mi się wejść z łatwością na niedostępne dotąd prędkości – na razie na przebieżkach po 20-30 sekund, ale czasem i 10 takich w zupełności wystarczy żebym następnego dnia odpoczywał zamiast biegać.
Rodzą się z tego 2 akcenty w tygodniu – jeden długi (w sobotę) najczęściej TLT (Treshold Long Treshold) z Bagginsem oraz seria naprawdę (2:50-2:40/km) mocnych przebieżek w tygodniu. Gdy dokładam więcej – jest za dużo. Nie rodzi się z tego jakiś rychły szczyt formy, raczej powolny acz stabilny wzrost.