SRT – Plan – tydzień ósmy


Pod kątem realizacji planu, luty wypadł tragicznie. Po obiecującym pierwszym tygodniu przyszła zima i.. poddałem się. Totalnie nie miałem ochoty biegać w kopnym, grząskim śniegu, gdzie każdy krok to ryzyko uślizgu, a gdy decydowałem się wyjść, utwierdzałem się w przekonaniu że to bez sensu. Tym sposobem w 2 i 3 tygodniu lutego realizacja planu wygląda jak szwajcarski ser z ledwie 7 dniami treningowymi. Kiedy wreszcie przyszła odwilż, nie miałem problemu z wyjściem:

Poniedziałek

6km rozbiegania i 13 przebieżek po 20sekund. Lubię te poniedziałkowe przebieżki. Nie da się na nich zmęczyć, ale znakomicie pobudzają. Zazwyczaj po kilku pierwszych rozkręcam się i biegnę je coraz szybciej, dochodząc w okolice 20-21km/h.

Wtorek

6km rozgrzewki, następnie 5 podbiegów 150m i 7 zbiegów po 200metrów, nachylenie 9%. Podbiegi szły cięężko i rozczarowująco powoli. Miałem czas na spokojne stawianie kroków, zabawę ułożeniem ciała i pasywnym odbiciem z naciągniętych tkanek, zamiast „z łydy” Niemniej czekałem tylko na zbiegi. Rozpocząłem spokojnie – celem samym w sobie nie było ich jak najszybsze pokonanie, a wywołanie jak największych przeciążeń, przy których jeszcze panuję nad ruchem. Przez 7 serii miarowo przyspieszałem od 3:10 na pierwszej do 2:50 na ostatniej. Przeciążenia od 8.5 do 10.3g, czyli jak na mnie to rekordowo:)

Środa

Kenijski Fartlek – 10seri (2min szybko, 1min truchu, 1min szybko, 1min truchtu). Tego dnia powiało prawdziwą wiosną i wyszedłem pobiegać na krótko, wiosna, słońce ciepły wiaterek – na to czekałem kilka miesięcy. Jednak po pierwszej z dziesięcu serii zrzedła mi mina. Później nie było lepiej, ale taki właśnie jest fartlek – ta minuta odpoczynku pozwala odzyskać tyle i tylko tyle sił, by dociągnąć serie do końca. Szybkie odcinki kręciłem po 3:35-3:30, ostatnie weszły nawet po 3:20.

Czwartek

Wolne

Piątek

Wciąż czułem Fartlek w nogach. Planowaną Siłę biegową zmieniłem na spokojne rozbieganie. Na nic więcej nie miałem ochoty

Sobota

Nogi wciąż sygnalizowały że nie są gotowe na nic szybkiego, więc planowane BNP przełożyłem na następny dzień. Zamiast tego wyszedłem na spokojne rozbieganie 15km.

Niedziela

Uznałem że 20km BNP to za dużo na początek i zmniejszyłem zakładany dystans do ledwie 11 kilometrów. Plan fajnie wygląda na papierze, ale pamiętam że ostatnie moje realizacje jednostek typu WB2 czy BNP nie kończyły się sukcesem – albo nie utrzymywałem tempa WB2, albo nie byłem w stanie przyspieszyć. Tym razem postanowiłem więc zrobić mniejszy dystans, aby pozytywnie nastroić się na następne, dłuższe już i szybsze. I to się udało! – zacząłem po 3:52, kończyłem po 3:39 bez żyłowania.

Tydzień oceniam bardzo dobrze. Udało się wyrwać z marazmu, wskoczyć w treningowe tory i trochę uwierzyć w swoje możliwości. Dobrze, bo za plecami juz marzec, czyli najintensywniejszy miesiąc treningowy od… dawna 🙂