SRT – Plan – tydzień piąty

Pierwszy tydzień lutego treningowo wyszedł całkiem udanie. Nic że znów pobieliło ulice, ale dało się biegać i nie przewracać.

Poniedziałek

Przewracanie się z boku na bok. Odpoczynek

Wtorek

Siła Biegowa wraz z pierwszym akcentem zbiegowym. Tego dnia napadało najbardziej, więc zamiast 5 podbiegów i 5 zbiegów zaplanowałem trasę bogatą w podbiegi i zbiegi – znacznie dłuższe niż planowane odcinki 150metrów. Adekwatnie do tego rozłożyłem siły, żeby nie zajechać się na następny dzień.

Środa

I to się udało. Pomimo wczesnej pory, zalegającego tu i ówdzie śniegu zrobiłem wcale dobry Fartlek. Raz 2 minuty szybciej, raz 1 minuta – i tak na zmianę. Odpoczynek zawsze 1 minuta w bardzo pasywnym truchcie. Wreszcie Fartlek przestał być walką o życie, a zaczął być całkiem przjemnym doświadczeniem i frajdą z kontroli tempa, oddechu oraz ruchu.

Czwartek

11km truchtu. Bardzo spokojnie, na tyle że w piątek miałem..

Piątek

Niesamowity gaz. Hamowałem się jak mogłem ale wiecie – to jeden z takich treningów gdzie nawet mocno zaciągnięty hamulec nie pomaga. 5 podobiegów i 5 zbiegów po 150metrów. Podbiegi pokonywane pasywnie, tzn bez lub z jak najmniejszym zaanagażowaniem siłowym, z samej elastyczności tkankowej. Na zbiegach mocno pochyliłem się do przodu i puściłem nogi. Prędkości 20-21km/h wchodziły bez problemu, ale czułem że trochę przesadziłem i następnego dnia mogę to odczuć.

Sobota

Umówiłem się z Bagginsem na TLT (Treshold Long Treshold) z podziałem na 4, 15,4. Cyrklowałem jak mogłem z godziną rozpoczęcia treningu, żeby wpaść w dobre okno pogodowe. Nic z tego – w najważniejsze części T treningu śnieg padał prosto w gębę. Treshold zrobiliśmy na dojazdówce do Gdańskiego Zoo – bodajże jedynym, na bieżąco odśnieżanym odcinku jezdni w Gdańsku z małym ruchem samochodowym. Pierwsza czwórka weszła obiecująco (3:47,3:46,3:38,3:37), po czym wróciliśmy do auta i przebrałem się suche rzeczy na następną część treningu – 15 spokojnych kilometrów. Słowo klucz – spokojnych – nie miało tu niestety zastosowania. Nogi zapadały się w zalegający na chodnikach śnieg i ślizgały na niemal każdym kroku. Skupienie na 100% i uważność przez cały czas – to nie o to chodzi w swobodnym rozbieganiu.

Gdy wróciliśmy na asfaltówkę przy Zoo na dobijające 4 szybkie kilometry, czekała kolejna niespodzianka – na czarnym asfalcie zalegało już całkiem sporo śliskiego śniegu, to tego z każdą chwilą lądowało go coraz więcej. Zamiast kręcić w okolicy 3:40, walczyliśmy o równowagę i z wiatrem (3:41, 3:48, 3:51, 3:45) – na ostatnim km Baggins oczywiście zostawił mnie w tyle na kilkadzieścia metrów.

Niedziela

Przewracanie się z boku na bok. Odpoczynek – szczególnie że wieczór spędziłem w sposób który niewiele ma wspólnego z profesjonalną, sportową regeneracją;) Odpoczywałem po sobocie licząc na mocny przytup z początkiem nowego tygodnia, który miał się okazać jednym z trudniejszych biegowo ever.


A dla przypomnienia, początek lutego 2020 wyglądał tak..