Minęliśmy znacznik piątego kilometra i już wiedziałem, że ten półmaraton to.. „dziękuję, postoję”. Totalnie nie miałem mocy, spuchłem jak dętka, było mi gorąco i źle. Ale że żadna krzywda mi się nie działa, to biegłem. I tak dobiegłem do mety z czasem ponad 1:22, w tempie, z którego nawet na treningu nie byłbym zadowolony. koniec
Wiatr i duchota i podbiegi
Na przedziwnie zbudowanej trasie nie zabrakło niczego, co przeszkadza nam w biegu podbiegi – były (10 w tym 8 nienajłatwiejszych), nawrotki – były (6), wiatr prosto w gębę – był, duchota – a jakże. Ponoć wiatr wiał wtedy w plecy, ale ja tego totalnie nie czułem. Nie dało się też nie zauważyć jednego szczegółu, a właściwie braku – kibiców. Poza pojedynczymi przypadkami i mobilnym punktem dopingowym Sklepu Biegacza – cisza. Nie żeby akurat to mi bardzo dokskwierało, czy utrudniło znoszenie trudów niemocy w rywalizacji, ale warto to odnotować, gdyż było ciszej niż na Maratonie Solidarności, który dotąd zajmował miejsce na samym dole skali.
Nastawienie
Myślałem o biegu w tempie w okolicach 1:17-18 i aktywnej rywalizacji z Baginsem. Ba – przez dłuższy czas byłem pewien że powalczymy o wygraną Open. Podkręcaliśmy się do rywalizacji dyskutując najmniejsze detale, jak kolor skarpetek:) Zrobiłem nawet memy nawiązujące do zapowiadanego pojedynku maratońskiego:


A wyszło
Jak wyszło. Nie chcę zwalać na warunki, trasę czy doping. Po prostu nie byłem wytrenowany by atakować tak wściekle jak umiem. Zabrakło regularności, zabrakło szybkości, zabrakło wytrzymałości. Liczyłem że jakoś w miesiąc magicznymi trikami, fartlekami i interwałami podszlifuję zardzewiałą już mocno formę. Niestety-stety – w bieganiu jest sprawiedliwie i na kredyt życiówki ani dobrej rywalizacji zrobić nie można.

Po piątym kilometrze biegłem już tylko zachowawczo. Zwracałem uwagę na technikę i odganiałem samokrytyczne myśli. Cieszyłem się, gdy widziałem rosnącą przewagę Baginsa, na którą w pełni zasłużył. Po 10km spróbowałem nawet delikatnie przyspieszyć, ale nic z tego nie wyszło. Niemoc, jakbym nie swoim ciałem biegał. Zaliczyłem też wpadkę z koszulką startową, która wchłonęła ogromną ilość wody i dyndała rozciągnięta poniżej gaci. Nike – srsly:?

Wstydliwa dekoracja
Rywalizację prowadzono w 3 setach po 250 osób i z jedenastej pozycji open zjechałem na 18 Z racji mnogości kategorii wiekowych, zająłem 3 miejsce w M35! Odbieram to jako prztyczek w nos a nie sukces. Uwierzcie – treningi na których na podobnym dystansie miałem lepsze tempo, mógłbym liczyć w dziesiątkach.
Cieszę się też z samego faktu odbycia się tego biegu. Pomimo maseczek, rolling startu, braku dopingu i mega pokręconej trasy – dało się poczuć tę atmosferę biegowego święta i rywalizacji za którymi tak bardzo tęsknimy. Gdańsk chciał pokazać że da się to zrobić dobrze i odpowiedzialnie – dobra robota!
Foto tytułowe: organizator, foty w tekście: niezawodna Ak-ska photo