Parkrun numer 2

Możecie próbować przeszukać mojego bloga w poszukiwaniu rekordu życiowego na 5km, ale niczego nie znajdziecie. Gdzieś w zamierzchłej przeszłości (2014) na nieatestowanych trasach nabiegałem 17:32. Innych wyników brak, chyba że parkrun z tego roku w czerwcu -18:16. Nie trzeba dużego doświadczenia by stwierdzić, że wyniki te nijak się mają do moich rezultatów na dłuższych dystansach. Drążąc trochę głebiej, wykopiecie międzyczas z 2017 z biegu urodzinowego 10km w Gdyni. 16:57 to moja prawdziwa życiówka na 5km do dzis.

Ale, ale! przecież dopiero co pobieglem półmaraton po 3:39 (co powinno dać ~16:20 na 5km) a i treningi szybkosci wychodziły mi ostatnio bardzo obiecująco. Idąc za radą yacoola (parawruch.pl) postanowiłem spróbować sił na tak ignorowanym przeze mnie dystansie.

Do spontanicznej rywalizacji zaprosiłem Tomka Baginskiego, który z dnia na dzień obiecał dać z siebie wszystko. Po ostatnim wspólnym rozbieganiu (lajtowy kros 16km po bagatela 4:10/km) wiedziałem że wydolnościowo jesteśmy na podobnym poziomie. Na starcie Parkrun Gdańsk-Południe zjawiłem się na 2 minuty przed – Tomek był już w pełnej gotowości.

Wystrzliliśmy pierwsze kilkaset metrów po 3:20.. I zacząłem się grzać. Już wtedy wiedziałem że z tego biegu nie wystrugam niczego ciekawego. Zwolniliśmy do 3:30/km nie zamieniając ani słowa – ramię w ramię, krok w krok. Wreszcie wysapując pojedyncze słowa dogadaliśmy się, że to nie nasz dzień – Tomek czuł się słabo po minonmym wieczorze, ja czułem się słabo, choć jeszcze nie wiedziałem dlaczego.

Jestem pewien że w wielu normalnych przypadkach taka wymiana zdań skończyłaby się zwolnieniem o kilka sek/km i komfortowym doczłapaniem do mety. Tomka znam krótko, ale na tyle by wiedzieć, że tak łatwe odpuszczenie nie wchodzi w grę. Chwilowe wyznanie słabości nie zmieniło przebiegu rywalizacji – cisnęliśmy na aktualnym limesie.

Pierwsze 2 kilometry po 3:29, następne 2 – po 3:41. Karne sekundy wpadły za podbieg, a pewnie błotnista trasa dookoła mniejszego ze zbiorników retencyjnych też zrobiła swoje. Został ostatni piąty kilometr, który na trasie tego Parkruna jest dłuugim zbiegiem (jakieś 10m spadku czyli 1%) Odpaliłem co mogłem ze sprężynowania i odskoczyłem na kilkanaście metrów, kończąc po 3:22 (wynik 17:41). Tomek wpadł na metę 5 sekund za mną.

Po czerwcowym parkrunie Tomek Kaszkur spytał: Dlaczego tak wolno? Tym razem mógłby powtórzyć dokladnie to samo pytanie. Czemu nie 16:20 tylko 80 sekund wolniej? Przynajmniej część odpowiedzi kryje się w dalszej części weekendu. Po powrocie do domu czułem już duże osłabienie, a niedzielę spędziłem praktycznie całą w łóżku – bez sił, z przeszywającym bólem głowy i lekka gorączką.