Pomimo tęsknoty za rodziną, powrót z obozu w Kenii odczułem dość boleśnie. Ponad 30 stopni różnicy temperatur i 2400 metrów nad poziomem morza niżej. Z pierwszym wyjściem na trening nie czekałem długo – ledwie kilka godzin po przylocie, wyszedłem na pierwsze rozbieganie. Ubrany w kilka razy więcej ciuchów, niż jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej, w Iten.
Trudno powiedzieć, dlaczego biega mi się lepiej. W Iten rozpocząłem pracę nad mięśniem biodrowo-lędźwiowym i codziennie go rozciągam. Dla niewtajemniczonych – jest to mięsień rozpięty pomiędzy dolnym odcinkiem kręgosłupa i miednicą a biodrami. Przykurcz tego mięśnia, wywołany często siedzącą pracą, ogranicza ruch miednicy w płaszczyźnie horyzontalnej, uniemożliwiając efektywny bieg.
Wróciłem też lżejszy o jakieś 1-2kg, co na pewno ma wpływ na komfort biegu i jego wyższe tempo. Niemniej – czuję jakąś dodatkową lekkość i swobodę którą postrzegam jako efekt przebywania na wysokości. Czy tak jest w istocie – przekonam się już za kilka tygodni – po takim czasie adaptacja do wyższej wysokości zacznie się cofać. Na razie cieszę się rozbieganiami w tempach 4:15 – 4:10 bez wysiłku.