Kenia – Iten – Fartlek

Wpis mialem gotowy wczoraj wieczorem.. i niechcący go skasowałem. Nie chcę tracić dnia na tworzenie go od nowa, więc w wielkim skrócie:

Rankiem pobieglismy z Michalem ustrzelić kilka fotek kenijczyków biorących udział w tradycyjnym czwartkowym fartleku. Taki bieg polega na przeplataniu intensywności – np 1min bardzo szybkiego biegu i 1min truchtu. I tak w kółko po zaplanowanej trasie, niezależnie od tego czy z górki czy pod górę. Egzotyką kenijskiego Fartleku jest precyzja – pomimo zmiennego tempa, grupa pojawia się w wyznaczonych punktach dokładnie o stałych porach.

Zwyczajna stacja paliw:)

Niewielu było w sanie utrzymać tempo czołówki. Prowadząca grupa, licząca kilkadziesiąt osób minęła nas w kilka sekund. Odgłos stawianych kroków i oddechów zrobił na mnie niesamowite wrażenie – ledwie zdążyłem uskoczyć w bok z aparatem. Gdy grupa nas minęła, zobaczyliśmy jej ofiary – wyczerpanych do cna, ledwie powłóczących nogami biegaczy

Rozbieganie zakończyliśmy na boisku w Iten, gdzie Bartek z InnaYoga prowadził zajęcia dla kenijczyków. Niektórzy wykazywali się wyjątkowym brakiem elastyczności. Po wszystkim całą grupą wstąpiliśmy na harbatę do pobliskiego baru. Choć to niedaleko, trener grupy kenijczyków podwiózł na swoim pickupem

Po południu dołączylem do videosesji Lumbazji i Meshacka – dwójki kenijczyków, ktorych ruch w biegu jest sprężynujący. Do porannych 14km dołożyłem kolejne 8.

Spóźniony dołączylem na popołudniową sesję yogi.

Po wszystkim poszliśmy na kolację do najbliższej i jak sie okazało najserdeczniejszej restauracyjki w okolicy. Zjedliśmy smacznie i wyjątkowo tanio. Jeden z kenijczyków – Daniel – pochwalił mój wybór na wieczór – ugali z managu i cabbage.