Pobiłem kolejny rekord – w przestawianiu budzika. Drzemkę wciskałem odruchowo, dwukrotnie wpisałem nową porę pobudki. I tak zamiast o 4:50, wstałem o 6:30.
Nie miałem kompletnie żadnych chęci na nic więcej poza leniwym człapaniem. Czułem się jak sflaczała dętka. W znakomity nastrój wprawiła mnie dopiero pogoda na dworze – 12 kresek powyżej zera, słoneczne niebo to wymarzone warunki na każdy trening.
Biegłem z włocławskiego Michelina w stronę Brześcia Kujawskiego. Doskonale znana mi trasa o znikomym ruchu samochodowym. „Żal nie wykorzystać takiej okazji na szybki trening” – pomyślałem. Garmin Fenix 5X uparcie twierdził, że mój trening jest bezproduktywny, a obciążenie małe, pomimo:
- 2 sił biegowych
- akcentu interwałowego 4x3km
- długiej wycieczki 32km
- Sesji na siłowni
- 47km pokonanych rowerem
- 120km przebiegniętych
W mijającym tygodniu. Więc aby pokazać Garminowi środkowy palec, obrałem za cel 4x3km z przerwą 1km w truchcie. Zakładałem, że taki wysiłek dobije mnie na tyle, że:
- Garmin doceni moje starania i zmieni status treningu
- Przyzywczaję organizm do pracy, której nie cierpię
- Wyrobię handicup kaloryczny i bezkarnie objem się na nadchodzącej Komunii
Generalną zasadą w bieganiu interwałów powinno być obranie takiego tempa biegu, aby być w stanie pokonać nim (lub większym) wszystkie zaplanowane szybkie odcinki. Nie owijając w bawełnę – wczoraj przeholowałem. Każda kolejna trójka wypadała wolniej, niż pierwsza (10:18, 10:33, 10:31, 10:31) Nogi miękły, męczyłem strasznie, jedynie serce biło spokojnie, ledwo wchodząc w trzeci zakres (u mnie 160 bpm). O zaangażowaniu niech zaświadczy fakt, że dwukrotnie przydały mi się chusteczki, bynajmniej nie do wytarcia nosa.
Upodlony i wyczerpany zatrzymałem się po ostatnim odcinku. Z pochylonego czoła na rozgrzany asfalt kapało kilka kropel w ciągu sekundy, słońce grzało coraz mocniej. Przepoconą koszulkę zawiązałem na głowie i potruchtałem do domu. Naczłapałem 25 kilometrów, zamykając tydzień z przyzwoitą liczbą 146. Garmin nie zmienił zdania, wciąż oceniając tygodniowy trening jako bezproduktywny.
Kolejny raz dowiedziałem się tego samego – nie brakuje mi wytrzymałości, a szybkości i siły. Podczas trójek limitowały mnie mięknące mięśnie, a nie płuca, czy serce.