II PZU Gdańsk Maraton – relacja

Emocje po II Maratonie w Gdańsku jeszcze nie opadły. Myślami wciąż jestem na trasie biegu, na ostatnich kilometrach, i na mecie. Wczoraj nie mogłem zasnąć, oglądałem retransmisję do 1 w nocy, nie chciałem, by skończył się ten dzień. Momentami miałem wrażenie że to sen, to się nie wydarzyło – ale internet nie kłamie – na liście wyników, na trzecim miejscu widnieje moje nazwisko. Zapraszam do relacji.

Przed startem

Na widok węglowodanów miałem ochotę wymiotować. Przez ostatnią dobę żywiłem się wyłącznie nimi – a na maratońskie śniadanie o 6 rano przyjąłem kolejną porcję wafli ryżowych z ultra słodkim dżemem i napojem węglowodanowym. Razem ze mną obudził się mój syn, a chwilę później E. Po ich śniadaniu wypiłem jeszcze 2 kawy i pół szklanki soku z buraków, i ruszyliśmy piechotą na start.

Na miejscu toaleta, rozgrzewka i ustawianie się w strefie startowej przy AmberExpo. Nie było w niej tłoczno, więc wystąpiłem do pierwszej linii.

13254824_1066467486759426_293919093384728552_o

Takie tam, przed startem . Zdjecie by MOSiR Gdańsk

Pierwsze 32 kilometry

13198412_1065624083510433_8901730602897886059_o

Zaczęło się! Foto by MOSiR Gdańsk

Po starcie wystrzelam jak z procy, i przez kilkadziesiąt metrów prowadzę. Nie planowałem biec tak szybko, więc zwalniam, przepuszczając przed siebie piątkę zawodników. Na drugim kilometrze biegnę już piąty, kilkadziesiąt metrów za prowadzącą grupą. Nie chcę ich ścigać, i podejrzewam, że nie wszyscy z tego składu są wytrenowani na takie tempo.

2. PZU Gdańsk Maraton (81)

Dobiegam do piątego kilometra zupełnie suchy, nie pocę się przy tej temperaturze, w takim tempie. Wylewam na siebie wodę, popijam izotonik, i przyspieszam. Krok nareszcie staje się lekki, a bieg przyjemny. Przebiegam przez Europejskie Centrum Solidarności, ulicę Długą, i Ogarną.

13217576_1066003170139191_1959445737550984144_o

Wybieg z Europejskiego Centrum Solidarności. Foto by MOSiR Gdańsk

Na plecach słyszę czyjś oddech. Biegnie za mną jakiś czas, proponuje nawet zmianę na prowadzeniu i osłanianie od wiatru, ale odmawiam. Chcę zupełnie sam wypracować swój wynik. Wbiegamy na ulicę Grunwaldzką, a ja zaczynam mimowolnie przyspieszać. Znów biegnę sam.

Na 12 kilometrze mijam E. i mojego syna. Krzyczą ze wszystkich sił, machają. Potrzebuję ich dotknąć, więc podbiegam by przybić piątkę.

Kolejne kilometry mijają we względnej ciszy. Przede mną jedzie samochód z ekipą filmową. Żartuję, by wyłączyli kamerę, bo potrzebuję splunąć i wydmuchać nos:)

Prowadząca grupka rozrywa się, Jarosław Janicki zwalnia, ale ani myślę go gonić. Biegnę swoje, i z ulgą zbiegam drogą Zieloną , wreszcie mijam półmetek z czasem 1:20:06 – idealnie!

Doping na gdańskim Przymorzu jest świetny! Na 24km znów moi kochani kibice – syn biegnie za mną dobre kilkadziesiąt metrów. Serce mi się kraje, ale nie mogę zwolnić, więc macham tylko ręką. Zaczyna się biec dziwnie ciężko – muszę mocno koncentrować się na utrzymaniu tempa.13248569_1819576261607325_7040560711939543317_o

Ostatnie 10 kilometrów

Plecy Jarosława Janickiego są coraz bliżej. Dochodzę go dopiero na deptaku nadmorskim, około 33 kilometra mijam, budując od razu przewagę, jestem czwarty. Wbiegając na trasę Słowackiego, nie widzę przed sobą nikogo. Nogi bolą, i przepowiadają rychłe skurcze, walczę by nie zwalniać. Godzę się, że już nie poprawię lokaty, jestem pewien, że nikt z pozostałej trójki nie odpadnie – przed biegiem wnikliwie prześwietliłem biegowe CV każdego z nich. Mają papiery na szybkie bieganie.

13221704_1103136263061498_4347559835855128901_n

36km Chyba jednak aż tak nie umierałem?? zdjecie by AK-ska Photography

Na 37 kilometrze kibicujący Arek Kalinka woła do mnie, żebym gonił trzeciego, który słabnie w oczach. Dla mnie to abstrakcja, jak mam dogonić któregokolwiek z takich maratończyków? Przecież stać mnie tylko na utrzymanie tempa. Biegnąc ulicą Marynarki polskiej, mijam czołówkę, która rozerwała się na strzępy. Pierwszy biegnie Paweł Piotraschke, z pewnością wygra. Za nim Krzysztof Garbowski, a przed sobą dostrzegam plecy Łukasza Gurfinkiela.

39.5 Kilometra to ostry nawrót – prawie na nim sztywnieję, a podeszwy zdają się wrastać w asfalt. Z międzyczasów dowiem się, że jestem 42 sekundy za Łukaszem. Trzymanie tempa staje się bardzo trudne, a mięśnie sygnalizują pełną gotowość do skurczy. Mimo to, dystans do Łukasza wciąż maleje, w końcu mijam go rondzie Marynarki Polskiej!

Biegnę trzeci, i nie mogę w to uwierzyć! Przyspieszam delikatnie, by nie sprowokować skurczy. Wbiegam w ulicę Żaglową, nie widzę za sobą Łukasza, ale.. całe ciało sztywnieje! Nie zwalniam – kilka kroków wykonuję na zdrewniałych, prostych nogach, a radość zamienia się w rozpacz. Udaje mi się rozluźnić, więc biegnę tak szybko jak mogę. Na ostatnim zakręcie ekipa przyjaciół dodała mi ognia, jeszcze przyspieszam, nie zatrzymają mnie już żadne skurcze. Mijam metę z czasem 2:40:29!

13246449_1460981570594764_5530465999304167881_o

Finisz! Foto by Fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Epilog

Emocje, które czuję są nie do opisania! Rozpiera mnie duma – trzecie miejsce w maratonie na własnym podwórku! Na mnie i E. spłynął taki ogrom gratulacji, że nie możemy tego ogarnąć! Nie jestem w stanie policzyć, ile osób mówiło, że oglądało relacje na żywo i kibicowało – wszystkim Wam z całego serca dziękuję!

Do upragnionego celu 2:39:59 zabrakło 30 sekund. Nie dałem rady również tym razem – zatem wciąż mam o co walczyć:) Traktuję te sekundy jako prztyczek w nos za odrobinę zbyt szybkie tempo (1sek/km)w pierwszej połówce.

13248469_1460981620594759_5925204701870974600_o

Foto by Fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Chciałbym też podkreślić, że II PZU Gdańsk Maraton zrobił ma mnie bardzo dobre wrażenie. Zorganizowany wzorowo – od strony internetowej, na której podano wszystkie informacje, jakie są potrzebne biegaczom i kibicom, poprzez trasę poprowadzoną przez atrakcyjne miejsca w Gdańsku, sprawnie funkcjonujące biuro maratonu, depozyt i strefę mety, po szybką dekorację i niebanalne trofea. Nie zaproszono też żadnych biegaczy „zawodowo” zajmujących się zbieraniem trofeów, pozostawiono ją w rękach takich jak ja, amatorów. Bardzo to doceniam.


Galerie

 

Najlepsze punkty kibicowania w moim prywatnym rankingu, to Ex Aequo – SP60 i ZKPiG 13 na ulicy Chłopskiej – daliście czadu!

Materiał z ostatnich 2km dzięki uprzejmości Tygrysy pomorskie TV