Wyczerpane baterie

Wczoraj pobiegłem się skatować.. 13 razy z rzędu. Czterysta metrów w tempie 72 sekund, przerwy również ustaliłem na 400m, tyle że w truchcie, co pozwalało mi wypocząć na tyle, by następne okrążenie atakować z pełną werwą:) Kółko dookoła stadionu w tempie 20km/h było ogromym wyzwaniem – na tyle, że pobiegłem szybciej tylko raz – na ostatnim, trzynastym okrążeniu. O 0.1 sekundy:)

Już wieczorem ledwo się ruszałem, a na kolację zjadłem 2 porcje makaronu. Dosłownie słaniałem się na nogach, i nawet nie myślałem o porannym bieganiu. Czwartkowe popołudnie chciałem wykorzystać na wycieczkę biegową, w okolicach jeziora Otomińskiego. Planowałem ledwie 20 km i trochę śmiałem się z siebie, że ostatnie wycieczki są takie krótkie – pamiętam, kiedy 5 treningów w tygodniu biegałem co najmniej tyle:)

Dziś miałem problem z każdym kilometrem, począwszy od szóstego. Czułem, jakbym biegł z ołowianymi ciężarami na nogach. Drewniany, sztywny krok, tempo powolne, a do tego serce pracujące nieco szybciej nie pozwalały mi na zwyczajowy relaks na łonie przyrody. Nie miałem żadnej przyjemności z biegu.

Dobił mnie wyprzedzjący ciągnik z gnojowicą. Smród był tak gęsty, że miałem dylemat – oddychać ustami, czy nosem. Miałem naprawdę dość, a ostatnie kilometry trasy były dość pofałdowane. Do auta dobiegłem z osiemnastką na liczniku.

„Dobiegam te brakujące 2km” pomyślałem. Zwykle nie dobiegam „brakujących” kilkuset metrów, aby kilometraż się zgadzał. Ale dziś chciałem pokazać organizmowi i głowie, że muszą działać nawet w sytuacji mocnego zmęczenia i z uszczuplonymi zapasami energii. I wiecie co? Zadziałały:)