Półmaraton Gdańsk – Relacja

Nie kalkulowałem. Ruszyłem od razu po 3:30/km i nie zastawnawiałem się za bardzo, co będzie dalej. Przed sobą widziałem grupkę którą umyśliłem dopędzić, ale oddalała się miarowo z każdym kilometrem. Nie moja liga. Ikry wystarczyło do 5 kilometra (pierwsza piątka w 17:57) po którym przyszło mocne zwątpienie w wynik na mecie. Sznur biegaczy rozciagnął się tak, że nie było szansy na zawiązanie się grupy wspólnie pracującej na sensowny wynik. Zwolniłem, zaliczając najwolniejszą piątkę w tym biegu – 18:23.

Druga piątka, kryzys mentalny. Foto by KD Photo


Biegłem bez żeli, tylko na kromce chleba z masłem i drożdżach. Znów poczułem żołądek i niebezpieczeństwo koniecznego przystanku (choć jestem pewien że to akurat nie masło i drożdże – na codzień trenuję bez żadnego „podkładu” i też mi się to zdarza) Usłyszałem też oddech i kroki kilku osób za plecami. Minęła mnie luźna grupa, a myśli skoczeniu w krzaki ustąpiły tej jednej:

Gonię

Skręciliśmy w ulicę Pomorską, która powitała nas długim zbiegiem. Przyspieszyliśmy do 3:30 i wytrzymałem, nie czułem się jakoś gorzej i nie musiałem sięgać do rezerw. Biegliśmy pięcioosobową grupą – czterech facetów i kobieta – zwyciężczyni, a tempo pływało od 3:30 do 3:40/km. Chowałem się za plecami i korzystałem z prowadzenia, dzięki czemu trzecią piątkę zamknąłem w 18:09. Poczułem się na tyle pewnie, że zaproponowałem zmianę. Gość odpowiedział w tak wyluzowany sposób, że nie trzeba, że nie bawiłem się w dalsze kurtuazje tylko grzecznie sprężynowałem za nim, trzymając tempo. Wytrzymałem do podbiegu na alei Płażyńskiego, gdzie ostatecznie porzuciłem grupę.

Długi zbieg z wiaduktu to naturalne puszczenie nogi i przyspieszenie – 20 kilometr piknął w 3:29 (czwarta piątka w 18:08). Mogłem rozpoczynać finisz.. a właściwie nie mogłem – żołądek dał o sobie znać – tym razem sygnał był jasny i jednoznaczny: przyspieszenie = kupa. Miałem z czego przyładować, ale pozwoliłem się wyprzedzić bez walki. Wbiegłem na metę z wynikiem 1:17:00.

Wynik jest daleki od założeń (1:15) – te zawody pokazały, że wyzwolenie szybszego biegania siedzi w mojej głowie oraz diecie:) Muszę poważnie pomyśleć, jak to rozwiązać – mam wrażenie że sprężynowanie któremu poddaję ciało przyspiesza perstaltykę jelit i jedynym wyjściem może być zupełnie pusty żołądek. W kwestii szybkości statytski dają pewną wskazówkę – średnie tempo 3:38, na kadencji 164 i długości kroku 168cm. Gdyby tylko zachować/wydłużyć krok i zwiększyć kadencję – mam nad czym pracować:)

Jestem zadowolony z występu. Mimo szarpnięcia na początku, pobiegłem delikatny Negative Split (pierwsza dycha 36:20, druga 36:17, finiszowy km to 3:35/km) – czyli:

  • Najszybsza piątka w tym sezonie
  • Najszybsza dycha w tym sezonie
  • Życiówka w półmaratonie poprawiona o minutę


foto tytułowe: Foto Wróbelek