SRT – spokój

Wreszcie czuję, że nie muszę polować na uczucie sprężynowania i szukać go w biegu. Sprężyna jest w każdym kroku – czasem słabsza, czasem silniejsza. Momentami wywala mnie już nawet na 19cm w górę – i potrafię bawić się we wzmacnianie tych oscylacji. Czy to przez pogłębienie zejścia kolanem, zwiększenie nacisku tułowiem, czy wreszcie ruch głową lub łokciem.

Częściej też udaje się uzyskać sprężynowanie w poziomie – a przecież od efektywności tegoż najbardziej zależy długość przelatywana z każdym krokiem. Tu jeszcze jestem na etapie poszukiwań, choć czuję, że zmierzam we właściwym kierunku.

Kolejny przełom, to adaptacja organizmu – jeszcze 2 tygodnie wcześniej po pokonaniu 10km potrzebowałem odpoczywać 2 dni. W tej chwili mogę trenować już prawie codziennie. Napisałem prawie – ponieważ jeszcze nie ustaliłem żadnego planu, rytmu tygodniowego. Pomyślę o tym, gdy odpowiedź organizmu na bodziec stanie się bardziej powtarzalna.

Kącik biegowego nerda.

Poniżej zdjęcie ze statystykami z wczorajszego biegu. Czujne oko wypatrzy, że kadencja odniesiona do tempa biegu przełoży się na inną, niż pokazana na wykresie, długość kroku – 1.33m mierzone vs 1.38m liczone. Oznacza to, że czujnik HRM-Run szacuje tę wartość dla jakiegoś modelu ruchu (w którym sprężynowania nie uwzględniono), zamiast ją wyliczać (a dysponując dystansem z gps można byłoby to zrobić). Podobnie jest z wartością oscylacji pionowych, choć tych wskazań nie ma już do czego odnieść.