SRT – wspomnienia

Dzień po Kretowinach umarłem. Nie byłem w stanie normalnie funkcjonować. Chodziłem podgotowany i wymęczony – więc zarządziłem chyba 10 w tym roku dzień wolny od jakiejkolwiek aktywności.

Dość szybko wróciłem do mocnych treningów – i już w środę, 5 lipca pobiegłem 16km po 3:39.. W drugim trzecim zakresie tętna. W tej temperaturze (24°C) nie widziałem sensu oszczędzania się. Efekt widać poniżej;)

Wypociłem chyba ze 3kg wody i udowodniłem sobie, że na miękkiej nodze mogę całkiem ładnie powalczyć. Po takich treningach czuję szczyptę dziecięcej satysfakcji, gdy robi się coś zakazanego, że pobiegłem trening tak jak „nie wolno”

Porzuciłem wycieczki biegowe. Nie biegam ich (tzn wolnych biegów na dystansie 24+) od marca, i czuję że treningowo to był dobry wybór. Nogi są gotowe na większe wyzwania w dni mocnych treningów – środy i niedziele. A gdy jeszcze mi mało, dorzucam 20×200@3:10-20 w piątek. 

Szykuję się do startu w Maratonie Solidarności. W zeszłym roku nie podjąłem rękawicy, cały dzień miałem serce w gardle z żalu. Do tego E. odebrała tyle smsów od rodziny z pytaniem czy biegnę (:)), że naprawdę prościej byłoby, gdybym startował.

Będzie to mój 11 wyścig maratoński. Zarówno dystans jak i fakt, że odbywa się zazwyczaj w upałach, nie robią już na mnie wrażenia. Niemniej te zawody budzą szczególne emocje, podobne do tych które czuje się wspominając wczesne dzieciństwo. Tu wystartowałem pierwszy raz na jakichkolwiek zawodach biegowych. Rok i 2 lata później zajmowałem już miejsca w pierwszej dziesiątce, walcząc z niewyobrażalnym upałem. Cierpieniem i chwałą z tego Maratonu możnaby obdzielić kilka innych. Zatem 15 sierpnia stanę na linii startu tego magicznego biegu, po kolejny bagaż wspomnień.


Tytułowe zdjęcie z 2015 roku by Marcin Strusiński.