17 Poznań Maraton – relacja

14615835_1293776963987636_3172777340806894344_o

Lecę, twarzą prosto na asfalt. Ręce nie chronią głowy, zostały z tyłu dla walki o równowagę. Jakimś cudem udaje mi się stawiać kroki i nie upaść, biegnąc zgięty wpół i walcząc z nieubłaganą grawitacją. Ktoś „podstawił mi haka”. W końcu prostuję się, rozglądam wokół najwścieklej jak potrafię i ryczę:

KURWA!!!

Spojrzenie pełne skruchy jednego z biegaczy wyjaśnia sprawę – to był wypadek. Biegnę dalej i odganiam złe myśli. To przecież dopiero początek maratonu, jestem tu by walczyć o nową życiówkę. Zerkam na Garmina – zapomniałem ustawić właściwe dane na tarczy, muszę ją skonfigurować w trakcie biegu!.

Po 3 kilometrach włączam się aktywnie do walki, próbując utrzymać tempo ~3:47. Czuję się przyciężko – biegnąc maraton zaczynam oddychać odrobinę ciężej dopiero w drugiej połowie dystansu. Tym razem słyszę swój oddech prawie od początku, ale nie zwracam na to uwagi. Nie przyjechałem przecież na wypoczynek, a po porcję solidnego zmęczenia.

dsc_0055

Trasa w Poznaniu jest jak promocja internetu przez pierwsze miesiące w abonamencie. Pierwsze 15 kilometrów to właściwie jeden długi zbieg. Jest łatwo i przyjemnie, można się rozpędzić. Szczególnie przy poznańskim dopingu, który nie ma sobie równych. Biegnę spokojnie, a na zbiegach puszczam nogi. Z daleka słyszę 17 kilometr, na którym E. gorąco dopinguje mnie z Bratem. Pełen nadziei docieram do półmetka ze stratą 27 sekund – „spokojnie to odrobię” myślę.

Pogoda idealna 8-10°C, bezwietrznie. Jedynie kałuże przez które przebiegam lekko obciążają buty. Rozpoczynają się podbiegi, na których nie brakuje kibiców zagrzewających do walki – dziękuję za to wsparcie – nawet nie wiecie, jak bardzo się przydaje.

Biegnę o ok 1.5 sek/km za wolno, nogi nie są już tak luźne jak na początku. Wciąż liczę na odzyskanie sił – na 25 kilometrze rozpoczyna się zbieg nad jezioro Maltańskie. Z daleka dostrzegam olbrzymi telebim po drugiej stronie, na którym wyświetlane są nagrania kibiców zagrzewające do walki – kolejny fantastyczny pomysł, brak mi słów. Czuję, że wracają mi siły.

Zaraz po zbiegu trasa wiedzie w górę. Tracę sekundy które zyskałem, tracę siły w nogach. Do 32 kilometra jeszcze udaje mi się utrzymać tempo 3:48, ale kolejne podbiegi spowalniają mnie i notuję już czasy ~3:52. Pomiędzy 25 a 35 kilometrem wyprzedza mnie czwórka biegaczy, nie pomaga nawet gorący doping E. Dociera do mnie, że bój o 2:40 może nie zakończyć się na tym maratonie. Zaczyna padać deszcz.

Ostatnie kilometry maratonu są nieprzyjemne, biegnę zasępiony. Nie chcę zwalniać, walczę o jak najlepszy wynik. Udaje mi się przyspieszyć dopiero po 40-tym kilometrze. Na ostatniej prostej próbowałem jeszcze minąć zawodnika przede mną, lecz zbyt późno rozpocząłem sprint. Metę minąłem w czasie 2:41:23, jako 17 zawodnik.

14590047_789943507776108_178387593983629221_o

Trzeci raz wybrałem maraton w Poznaniu i nie jestem zawiedziony. Trudno o nim mówić inaczej, niż w samych superlatywach. Gorąco namawiam wszystkich do wzięcia w nim udziału, lecz ostrzegam – być może nie będziecie już chcieli startować gdzie indziej 😉


14560090_789942344442891_5869804981388642093_o

Swój występ oceniam kiepsko. Mógłbym wyliczać przeciwności które zaważyły na wyniku, jednak jako pierwsze wymieniłbym wytrenowanie. Podcinanie nóg, deszcz, czy trasa, to szczegóły na które nie mam wpływu. Ale mogę przyłożyć się do treningu i rozwijać swoją wiedzę o nim, oraz wzmacniać strony, których w tym roku zabrakło. Dziękuję wszystkim Wam, za kciuki, oglądanie na żywo i miłe słowa na mecie. Do zobaczenia na kolejnych startach:)